poniedziałek, 29 grudnia 2014

Rodzicelska "miłość"

Jako dzieci chcemy być zauważeni, pochwaleni. Kiedy coś skończymy, jakiś obrazek lub po prostu coś co uważamy za piękne, zanosimy to rodzicom albo jednemu rodzicu. Pragniemy słów "oh, jakie to ładne... sam/sama to zrobiłeś/łaś?" a nie "a co to jest?" (zwłaszcza gdy perfidnie widać co to takie np: drzewo), "ale to mogło być tu, a to tu, a tamo tam" może jeszcze całość zmienić skoro ci się nie podoba?!?! Najbardziej jednak bolą słowa "yhym, tak, tak ładne" bez spojrzenia na to. Najlepsze jest to, że jeszcze potem próbują ci to na siłę zmienić, taka sytuacja: robię przyjaciółce prezent na święta, robię razem z 2 przyjaciółką kalendarz na 2016r, razem zrobiliśmy 2 kartki na 12, potem podzieliłyśmy się po 5 do zrobiemia osobno-szablon jest, więc bez zastanawiania się "jak to miało wyglądać"?? Wow, w końcu skończyłam, pół dnia robiłam, wow. Jakie to ładne, chuj z tym, że krzywe, liczą się intencje, wow, prezent się uda-ogólne szczęście i zachwyt. Tylko, że... każdy wie jak wygląda kalendarz z kratkami, taki miesięczny, tak wygląda nasz. No i pionowych kratek jest 5, poziomych jest 7, no bo dni tygodnia.  W no i jak to powiedzieć... czasami zabraknie kratki, tak po prostu, uzupełniasz sobie dni i nagle kratki kończą ci się w takim np.: sierpniu na 30 ; - ; no i co się dzieje, co się dzieje? Liczysz jeszcze raz sprawdzasz czy dobrze napisałaś/łeś, i co? I chujnia! Bierzesz kawałek kartki  o takich samych wymiarach i podobnym kolorze (kremowy) przyklejasz pod odpowiednią rubryczką tygodnia. Sytuacja powtarza się jeszcze jeden raz, pokazujesz mamie/tacie. "A czemu tu to tak dynda?" *pokazuje na przyklejony papier* tłumaczę co i jak, a ona (bo w moim przypadku matka) mówi "przecież to nie tak ma być! Miałaś tutaj zrobić ukośną kreseczkę i liczbę napisać tutaj" owszem w tym momencie możecie pomyśleć, że nie przyjmuję żadnej krytyki, gówno prawda. Ja w tym momencie po prostu nie wytrzymałam... moja mama, którą kocham ponad życie znowu stwierdziła, że ZNOWU robię coś nie tak. Po prostu rozbeczałam się, znowu... matka oraz ciotka stwierdzają, że ZNOWU jestem "ofochana", "oburzona", że ktoś, jak to one powiedziały? "Śmiał mnie skrytykować", co kurwa? Ja się tu staram, nie wychodzę z domu pomimo pięknej pogody, siedzę nad tym kalendarzem pół dnia, i jak to na "rozpieszczoną gimbusiare" przystało oczekuję pochwały, ale nie "czemu to jest tak nabazgrane?" Co kurwa? "A to powinno być tu i zrobione tak." Ja rozumiem, ja na prawdę wszystko rozumiem, ale kurcze no... poszłam, a raczej poczłapałam do pokoju, udało mi się uspokoić, przychodzi mama bierze mój własny, osobisty kalendarzyk (taki właśnie miesięczny) i mówi "widzisz Zosiu (co kurwa?), tutaj masz raz, dwa, (liczy do pięciu) rzędów..." w tym momencie jej przerywam, "tutaj też mam (liczę do pięciu, jednocześnie ją małpując czyli pokazując palcem którą kartke liczę) pięć kratek!!" W tym momencie zamówiła i zaczęła mi od nowa tłumaczyć "jak to powinno być bo teraz wygląda brzydko(!)" Ja jej powiedziałam "mamo ja na prawdę rozumiem, mamo, mówię coś do Ciebie" ciągle spokojnym głosem żeby jej się nie wydawało, że ja "pyskuję" jak to rodzice lubią mówić. Ona obrażona, odchodzi, i gdzie tu logika?!
Oni też byli dziećmi, oni też byli nastolatkami. Więc czemu tego nie rozumieją?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz